Piątek - dzień pochmurny, wichura szaleje, szaro, buro. Nawet ludzi mało w aptece. Pora obiadowa, "ale bym zjadła dziś pierogi, takiego smaka mam na nie." Rozmarzyłam się głośno do koleżanki. Uwielbiam pierogi, sama robię bardzo rzadko, zresztą nie ma to jak pierogi doświadczonej, starej gospodyni! Mam nawet jedną zaprzyjaźnioną restauracyjkę, która robi pierogi jak u babci, czasem tam zamawiam na wynos, polane cebulką i boczusiem, mniam.
Pamiętam takie zdarzenie parę lat temu. Przyszła pani Hela, starsza już pod osiemdziesiątkę, drobniutka, malutka ale dziarska pacjentka naszej apteki. Po zakupach miała się zabrać za pierogi. Jak to ja, musiałam coś zagadnąć w stylu, że "ja za pierogami przepadam, a najlepsze rzecz jasna robiła moja babcia Marysia. Kleiła tych pierogów ze trzysta, dla całej rodziny, wszyscy w piątek się wtedy u niej zjawiali. Myślę, że to był jej szatański plan, żebyśmy wpadali po te pierogi po całym dniu pracy i nauki. A jak się uwijała przy tym, ja na jej 50 pierogów może z 5 bym zrobiła..."
Pani Hela sobie poszła, mijają jakieś 2 godziny. Przychodzi znowu do apteki, "coś pani zapomniała?" - pytam.
Na to zaszeleściła siateczką, wyciąga z niej mały biały garczek, stawia mi na ladzie i mówi "pani sobie idzie zjeść a ja tu przypilnuje, żeby nie przeszkadzali."
Banana miałam na buzi z zaskoczenia. Podziękowałam ze śmiechem, że mi niespodziankę taką zrobiła, że nie wiem co powiedzieć. Że jednak sobie zjem później, jak mnie szefowa zmieni na przerwę obiadową.
Od tamtego czasu co któryś piątek to się powtarzało, przynosiła mi osobiście lub wysyłała kogoś z rodziny.
A dziś: już się ubieram, sięgam po torebkę a tu przychodzi moja ciocia i mówi - "widziałam, że jesteś jeszcze w pracy, mam coś dla ciebie", daje mi zawinięty pojemniczek z ... pierogami!
"Uważaj o czym myślisz, bo może się spełnić..."
Gdzieś kiedyś przeczytałam takie słowa.
:)
pierogowa aptekareczka
Pamiętam takie zdarzenie parę lat temu. Przyszła pani Hela, starsza już pod osiemdziesiątkę, drobniutka, malutka ale dziarska pacjentka naszej apteki. Po zakupach miała się zabrać za pierogi. Jak to ja, musiałam coś zagadnąć w stylu, że "ja za pierogami przepadam, a najlepsze rzecz jasna robiła moja babcia Marysia. Kleiła tych pierogów ze trzysta, dla całej rodziny, wszyscy w piątek się wtedy u niej zjawiali. Myślę, że to był jej szatański plan, żebyśmy wpadali po te pierogi po całym dniu pracy i nauki. A jak się uwijała przy tym, ja na jej 50 pierogów może z 5 bym zrobiła..."
Pani Hela sobie poszła, mijają jakieś 2 godziny. Przychodzi znowu do apteki, "coś pani zapomniała?" - pytam.
Na to zaszeleściła siateczką, wyciąga z niej mały biały garczek, stawia mi na ladzie i mówi "pani sobie idzie zjeść a ja tu przypilnuje, żeby nie przeszkadzali."
Banana miałam na buzi z zaskoczenia. Podziękowałam ze śmiechem, że mi niespodziankę taką zrobiła, że nie wiem co powiedzieć. Że jednak sobie zjem później, jak mnie szefowa zmieni na przerwę obiadową.
Od tamtego czasu co któryś piątek to się powtarzało, przynosiła mi osobiście lub wysyłała kogoś z rodziny.
A dziś: już się ubieram, sięgam po torebkę a tu przychodzi moja ciocia i mówi - "widziałam, że jesteś jeszcze w pracy, mam coś dla ciebie", daje mi zawinięty pojemniczek z ... pierogami!
"Uważaj o czym myślisz, bo może się spełnić..."
Gdzieś kiedyś przeczytałam takie słowa.
:)
pierogowa aptekareczka
Komentarze
Prześlij komentarz