W aptece, niemal jak na policji, zadaje się dużo pytań w
stylu:
-Ile dziecko ma lat?
-lek ma być dla dorosłego czy dziecka?
-ile dziecko waży?
-co pan brał wcześniej?
-od kiedy to trwa? itp, itd.
„A dla kogo ten
wywiad?”- ciśnie się na usta zdanie za Bogdanem Smoleniem… A to po prostu pozwala nam na szybką i trafną pomoc w wyborze leków i dopasowanie do
dolegliwości. Takie pytania są jednak dla niektórych osób za trudne….
Ojciec. Przychodzi z receptą na antybiotyk dla dziecka, dodatkowo
karteczkę ze ściągą trzyma w dłoni i ambitnie próbuje odczytać…Po dłuższej
chwili zrezygnowany daje mi kartkę i pyta:
- Pani się doczyta z
tej karteczki?
- Przynajmniej
powinnam, wie pan, ja tu muszę umieć odczytać wszystko.W innym
wypadku nie miałabym co robić na takim stanowisku pracy. Mówię z
uśmiechem, żeby rozluźnić lekko spiętego tatusia. -Proszę mi ją dać, zobaczę.
Czytam, a tam spis co ma dokupić: wapno, syrop na kaszel i
coś na gardło.
Pytam się grzecznie: -czy
gardło boli czy to chrypka? ON – hmmm,
nie wiem.
- Dobrze, to dam panu coś uniwersalnego.
Drugie pytanie: a jaki
dziecko ma kaszel: mokry?, tzn. jest jakaś wydzielina przy kaszlu czy raczej
suchy, męczący i nic się nie odrywa?
Znów dłuższa chwila zastanowienia zanim
odpowie…Czuję, że moje pytania brzmią dla pana niemal jak na egzaminie…
- EEEEE, yyyyyy, nie
wiem, wybrałam mu odpowiedni syrop.
Pytanie numer trzy – miażdżące - a jaki smak wapna: truskawka, banan, pomarańcza?
- Nie wiem.
- A jaki smak dziecko
lubi?
- Hmmm, nie wiem, to ja
może do żony zadzwonię.
Chwyta za komórkę,
a tu za nim stojący, zniecierpliwiony już mocno pacjent mówi
podniesionym głosem:
- Panie do cholery!,
weź pan bananowy!! nie szkoda panu impulsów? Żeby nie wiedzieć co dziecko lubi…
a jak żona nie odbierze???????????? Miej pan jaja!!
Szczerze? Takie sceny zdarzają się dość często. Zauważyłam,
że duża część mężczyzn, nie wie po co przychodzi. Dodatkowe pytania wprawiają
ICH w stres. Czasem mają zabezpieczenia. Tak, tak, w postaci karteczek z
notatkami (których nie potrafią rozszyfrować), albo też biorą do ręki komórkę i
wykonują tzw. telefon ratunkowy - telefon do żony… I wówczas chcąc nie chcąc
jestem świadkiem takiej rozmowy…
I słyszę zdania w stylu:
I słyszę zdania w stylu:
- Nie, kochanie, nie mówiłaś, nie mówiłaś jaki smak. A ja skąd mam
wiedzieć co on lubi?, to ty z nim siedzisz cały dzień, dobra kończe, bo kolejka
się robi.
A czas leci, a ludzie się schodzą, kolejka się tworzy, a w tej kolejce wszyscy mniej lub bardziej zainteresowani przysłuchują się, chichocząc od czasu do czasu.
Hmm, to ta niby zdecydowana płeć. Ta, która ma być podporą
rodziny, twardziele, którzy bez żony, dziewczyny, narzeczonej (niepotrzebne
skreślić), samodzielnie decyzji nie podejmą. Musi ją potwierdzić - ONA.
Z drugiej strony, takie zdarzenia są budujące dla pań, gdyż
potwierdza się teza, że bez kobiet żyć się nie da.
Ot, pozwoliłam sobie w tym miejscu,
na taką ciut feministyczną dygresję. Panowie, bez urazy, po prostu może czasem
więcej ZDECYDOWANIA-to nie boli a jak zaboli, to zawsze można wziąć na to tabletkę,
po konsultacji z Aptekareczką, oczywiście ;).
aptekareczka
aptekareczka
Komentarze
Prześlij komentarz