Dziś poniedziałek, więc coś do uśmiechu. To tak, na przyjemnie zapowiadający się tydzień....:)
Pacjent Cz., prywaciarz po 60tce, siwy, lekko sepleniący-
braki w uzębieniu, słownictwo proste, w mowie konkretny, troszkę flegmatyczny. Potrafi
rzucić „mięsem” w zdaniu, np.: jakiś przerywnik w stylu „k…a”, tu i ówdzie się pojawi; a przy tym jest z niego uważny
obserwator resortu ekonomicznego – co wynika z licznych rozmów: „co za pier…lony rząd”, „żyć nie dadzą,
dziady, nam, prywaciarzom!”…
Na pierwszy rzut wydaje się groźny, mrukowaty a
wręcz gburowaty, ale przy bliższym poznaniu i kilku owocnych dyskusjach zjednałam
sobie pana Cz. i lubimy się.
Leczy się od jakiegoś czasu u urologa – prywatnie. Po którejś z wizyt dostał rozpoznanie - rak
prostaty. Ale pan Cz. nie załamuje się.
-„Pani! żre mnie to
pieruństwo! Ale ja się nie dam! Nie takie rzeczy człowiek miał na głowie.
Dobrze pani, że pieniądze są, to prywatnie jeżdżę i 3 razy na tydzień. Ale po
co ja - powiedz pani, „k…a”, te składki zdrowotne płace już 40 lat…?!”.
No i chłop ma racje, jak tu się nie zgodzić,…bo jak by tak
chciał czekać na termin „państwowo”, to chyba by z rok trwało nim by się dostał
na zabieg. A tak udało mu się wcześniej.
Po kilku tygodniach nieobecności w aptece, przychodzi - a ja, wiedząc, że leżał
w tym czasie w domu i dochodził do zdrowia po operacji, pytam prowokująco :
„No jak tak Panie Cz?… coś pana długo nie
było u nas! Stęskniliśmy się za panem!…”
A pan Cz. ze swoją szczerością, machnął ręką i głośno mówi
-„Pani, „kurna”, musiałem w łóżku leżeć, pieluchy mieć na dupie… pani wie?, a jaja to ja miał większe od głowy!”…
ja go muszę ku**a poznać :D
OdpowiedzUsuń