Przejdź do głównej zawartości

Ratunku, pogotowia tu trzeba.

- "Ratunku! Szybko, szybko, niech panie dzwonią po pogotowie, tam człowiek leży pod drzewem! Nieprzytomny! Ruszam go, a on coś tylko mruczy, wstać nie może."
- Spokojnie, gdzie leży?
-"Tam, niedaleko, na trawniku za kioskiem, to mój sąsiad, starszy facet znam go. Nie wzięłam komórki.
To wzywajcie, wzywajcie! Może mu się coś stało, zawał!" Krzyczała przerażona kobieta. Postawiła nas z Basią na nogi, nie powiem.
- Idziemy zobaczyć, nie ma co.
-"To ja już idę do domu, bo nie jestem pewnie potrzebna a wy dzwońcie". Poszła sobie kobieta, zostawiając nas same.
Basia wzięła komórkę, wykręciła numer pogotowia, wzywa do "nieprzytomnego, leżącego starszego mężczyzny. Tak są oznaki życia, tzn oddycha, ale leży". Leżał dosłownie parę sekund drogi od apteki, szybko podeszłyśmy zobaczyć co i jak, czy facetowi nie trzeba sztucznego oddychania zrobić.

Wyglądałyśmy jak siostry miłosierdzia. Białe kitle, stanęłyśmy nad nim spojrzałyśmy z góry. Na medycynie co nieco się znamy, przynajmniej powinnyśmy więcej niż przeciętny obywatel, niech się ta wiedza na coś przyda.
Facet patrzy na nas półprzytomnie z dołu, my na niego z góry. Czerwony na buzi, próbuje się poruszać i chyba coś powiedzieć. Chociaż "powiedzieć" to za dużo powiedziane - odór alkoholowy z ziemi od niego ciągnie ostro, nawet się schylać nie trzeba.
Popatrzyłyśmy na siebie porozumiewawczo...No taaa, nieprzytomny. Pewnie sobie odpoczywał a my mu przeszkodziłyśmy i stoimy nad nim niczym te anioły śmierci. A on sobie chciał drzemkę uskutecznić...

Teraz tylko jeszcze karę przyjdzie nam zapłacić za wezwanie do pijanego. Już wiemy dlaczego babka szybciutko sobie poszła...skoro go tak znała po sąsiedzku.
Ale nic to, czekamy na karetkę. Wersja jest taka, "facet był nieprzytomny a dopiero odzyskał przytomność jak go zaczęłyśmy szturchać. No bo przecież może się zdarzyć i u pijanego zawał. Nie wiemy przecież dlaczego leży pod tym drzewem, czy stracił równowagę od promili, czy może zasłabł, prawda?"

Teraz to już na pewno go przypilnujemy, żeby nam nie zwiał, bo wtedy już całkowite nieuzasadnione wezwanie, z karą niemal dożywocia. Nawet długo nie musiałyśmy czekać, jakieś 12 minut (chociaż czas się wtedy ciągnieeeeee), jak nadjechała karetka. Wysiadł lekarz, 1 ratownik, 1 kierowca - zresztą też ratownik. Podeszli do pana:
- "to panie wezwały karetkę?"
- Tak, ja - Basia się od razu przyznała - w sumie to sąsiadka tego pana tak nas wystraszyła, że trzeba było szybko reagować. Kiedy podeszłyśmy do niego to wyczułyśmy, alkohol ale wie pan, nigdy nic nie wiadomo."
- "Zgadza się."
My grzecznie stoimy, oni grzecznie robią swoje...wsadzili pana do karetki i się nim ładnie zajęli.
Cała akcja przebiegła profesjonalnie, począwszy od wszczęcia alarmu przez sąsiadkę, do zawiezienia pacjenta do izby wytrzeźwień. ;). Ot, co.
A kaca ten człowiek miał na pewno, łącznie z moralniakiem.

P.S. Basia widziała tego gościa dwa dni później, omijał aptekę szerokim łukiem.

aptekareczka :)

Komentarze

Popularne

Tulipanoza...

 - Da mi pani coś na tulipanoze? Młody facet, ciągnący za sobą żonę z małym dzieckiem, wchodzi pewnym krokiem, z takim oto pytaniem na ustach. Na dzień dobry. - A co to jest tulipanoza? Bo ja nie wiem... - Przyznałam się pacjentowi lekko zaniepokojona tą niewiedzą na temat być może bardzo poważnej choroby, która jegomościa dotknęła. Pomyślałam po cichu: "jakaś nowa choroba weneryczna czy co??" ( Nie wiem dlaczego tak mi się skojarzyło... ;)) - No uczulenie na tulipany. - Odpowiada on patrząc na mnie. Dziewczyna prychnęła, uśmiechając się pod nosem. - Hm, nie słyszałam o tulipanozie szczerze mówiąc. Mogę panu dać coś ogólnie przeciw uczuleniom. Tabletki na alergię, maść jeśli ma pan wysypkę. - Ja nie mam jeszcze nic ale koleżanki, co pracują przy tulipanach mówiły, żeby coś wziąść. Ale niee, to jak pani nie wie co to jest, to niech pani nic nie daje. Najwyżej się dopytam. Główkowałam nad tą tulipanozą, to mnie facet zaskoczył! Wszedł szef. Zapytam może on mądrz...

Jodyna i płyn Lugola. Apteczka pierwszej pomocy (2).

Jodyna Jednym z najstarszych leków odkażających jest Jodyna. Ciemnobrunatna ciecz, sprzedawana w małych, szklanych, ciemnych buteleczkach. To 3% SPIRYTUSOWY roztwór jodu z jodkiem potasu. Kiedyś wykonywano go w aptekach w recepturze, teraz jest produkowany już przemysłowo. 1. Zabójczo działa na bakterie, grzyby, wirusy. 2. Dezynfekuje zranienia i otarcia, ale nie można stosować jodyny na otwarte rany (np.: cięte). 3. Może być stosowana do walki z trądzikiem. Kiedyś stosowano jodynę w gabinetach kosmetycznych, rozcieńczano ją z wodą i takim roztworem przemywano twarz. Skóra była dezynfekowana i przez to zmniejszała objawy trądziku. Ciekawostką jest to, że równomiernie nałożony na skórę, roztwór z jodyną nadaje opalony odcień - co panie wykorzystywały kiedyś zamiast samoopalaczy. Wadą jest to, że może zabarwiać skórę na brudnawy, żółtawo - pomarańczowy  kolor i pozostawia smugi Ponadto jod wchłania się do organizmu i może uczulać, a jego nadmiar prowadzi do ...

Jak dbam o odporność mojego dziecka.

Odkąd zostałam mamą coraz częściej zwracam uwagę na zdrowe odżywianie i naturalne metody leczenia. Gdy moje dziecko ma katar czy jest przeziębione staram się stosować przede wszystkim jak najmniej leków, dlaczego? Otóż małe dziecko nabywa swoją odporność poprzez kontakt z bakteriami i wirusami, organizm musi nauczyć się z nimi walczyć.  Bardzo ważne jest karmienie piersią, wiadomo bez zmuszania do tego matki i w miarę jej możliwości. Mleko matki zwłaszcza w tych pierwszych 3 miesiącach daje dziecku już częściową odporność korzystając z przeciwciał matki.  Następnie to szczepienia dziecka. Inne sposoby to zdrowe odżywianie, co pozwala na dostarczenie witamin, minerałów. Warzywa od dziadka czy cioci z ogródka, zupy gotowane przeze mnie, soki domowej roboty z aronii, bzu czarnego, malin, kompoty z jabłek.  Oczywiście podawanie dodatkowo witaminy D, która wpływa na przyswajanie wapnia, budowę kośćca, zębów i odporność. Bardzo dużo spacerów czy to zimą c...